Polska, bo zdążyłem ją pokochać w tym życiu. Może wybrałbym tylko miejscowość inną niż ta, w której naprawdę się urodziłem.
Egzotyczna Japonia lub Chiny - kraje z bogatymi tradycjami, w których ludzie okazują sobie szczególny szacunek.
Myślę, że ten czas, w którym naprawdę się urodziłem jest w porządku. Zostawiłbym bez zmian ten aspekt mojego życia.
Subtelna i miła kobieta. Między mną a moją mamą nie może być też zbyt dużej różnicy wieku i poglądów.
Uczęszczałbym do placówki, w której największy nacisk byłby kładziony na literaturę i umiejętność pisania.
Szkołę filozofów, w której uczniowie byliby zachęcani do ukochania przyrody i odnajdywania w sobie harmonii. Mógłbym też być uczony przez mnichów w przyklasztornej szkole.
Szkołę, która przygotowałaby mnie do roli prawdziwej damy lub szkołę, w której ćwiczy się sprawność fizyczną i umięjętność walki.
Skromną szkółkę wiejską, w której więcej czasu poświęcałbym na zawieranie ciekawych znajomości niż na naukę.
Nie rozwijałbym się w tym kierunku. Raczej prosiłbym starszych, by opowiadali mi o ciekawych faktach ze świata nauki i uczyli mnie dynamicznych zabaw.
Na pewno z wiekiem stawałbym się coraz bardziej uduchowiony, niekoniecznie oddając się rytuałom religijnym - szukałbym prawdy.
To byłby prawdziwy wulkan energii, bylibyśmy nierozłączni, w kółko kłócilibyśmy się i godzili, pobudzali się nawzajem do działania.
Mój przyjaciel byłby trochę niedostępny, otwierałby się tylko przede mną, narzucałby sobie surowe zasady.
Osoba miła i uczynna, ale pozbawiona wiary w siebie, obdarzona ciekawym poczuciem humoru, ale tłumiąca w sobie wszystkie przejawy indywidualizmu.
Mam już swojego przyjaciela, nic bym w nim nie zmienił tylko przeniósł go takim jest do mojego alternatywnego życia.
Postawiłbym na minimalizm, jeśli chodzi o dekoracje, a na szaleństwo, jeśli chodzi o tańce i zabawy. Byłoby bardzo energetycznie.
Nie obyłoby się bez bogato zdobionych ubrań, królewskich tapet na ścianach i cudownej fortepianowej muzyki.
Trudno mi się zdecydować, każda z tych opcji ma coś w sobie. Chciałbym, żeby było słodko, uroczo, ale bez popadania w zbędny eskapizm.
Dzieci, trochę nieśmiałe, ale mające w sobie potencjał, dzięki któremu staną się charyzmatycznymi dorosłymi.
Nie jestem pewien czy w ogóle chcę mieć dzieci, cenię sobie niezależność. Mój ewentualny potomek powinien być równie dynamiczny i niezależny jak ja.
Przeciętny, ale uroczy chłopczyk, który w przyszłości będzie odznaczał się bardzo wysoką kulturą osobistą, stanie się refleksyjnym człowiekiem z zasadami.
Chciałbym mieć kilkoro dzieci, z których każde byłoby inne, miałoby swoje wady i zalety, ale kochałoby mnie najmocniej na świecie.
Koniecznie chciałbym mieć ciemne włosy, być wysoki, sprawiać wrażenie władczego i niezależnego. Moje ramiona powinny być mocne i kształne, sylwetka wyprostowana i pełna godności.
Chciałbym być bardzo szczupły, nosić awangardowe stroje i ciekawe dodatki. Teraz noszę tylko okulary - a przecież mógłbym postawić na futurystyczne gadżety. Nie miałbym też nic przeciwko modyfikacjom ciała: tatuażom, kolczykom.
Marzę o promiennej twarzy, która długo zachowuje młodzieńczy wygląd, oczach, w których migotałyby filuterne iskierki, pulchnej, ale przyciągającej wzrok sylwetce.
Chciałbym wyglądać skromnie, ale elegancko, mieć gęste włosy w nasyconym kolorze, przeciętną sylwetkę, wyraziste oczy, ciekawie wykrojone usta i kuszący głos.
Chciałbym mieć nieskazitelną cerę, arystokratyczne rysy twarzy, jasne oczy, proporcjonalne ciało. Wszystko musi być na swoim miejscu.
Nie zmieniłbym zbyt dużo w swoim wyglądzie, bo wtedy nie byłbym to już ja. Pozbyłbym się tylko kilku niedoskonałości, które wpędzają mnie w największe kompleksy.